Nie ma jak pod górę – Ryszard Warecki

Nie ma jak pod górę

Ryszard Warecki

 

Seria: Literatura górska na świecie

ISBN druk: 978-83-7967-323-0

Ilość stron: 392

Okładka: miękka ze skrzydełkami

Format:  

Rok wydania: 2025

Producent: Wydawnictwo Stapis Anna Pisarek, ul. Floriana 2a, 40-288 Katowice, biuro@stapis.com.pl, tel. 605 963 179

90.00 z VAT

Opis

RYSZARD WARECKI – ur. 3 kwietnia 1952 w Elblągu, himalaista, filmowiec, biznesmen i wydawca.

Młodość spędził w Krośnie, a w 1971 roku przeniósł się do Katowic, gdzie studiował na Politechnice Śląskiej i angażował się w harcerski Klub Taternicki oraz Klub Wysokogórski. Jako pierwszy Polak w 1987 roku zdobył Sziszapangmę (8047 m n.p.m.), kończąc erę zdobywania 14 ośmiotysięczników przez Polaków. Tworzył filmy dokumentalne o najważniejszych polskich wyprawach wysokogórskich, które organizował wspólnie z Jerzym Kukuczką, Arturem Hajzerem i innymi polskimi himalaistami. Stworzył także bogate archiwum filmowe dokumentujące lata 70. i 80., które w dużej części obejmowało wywiady z najważniejszymi osobami związanymi z górami w Polsce. W działalności biznesowej był współzałożycielem firm Alpinus i Summit, zajmujących się produkcją odzieży sportowej i dystrybucją sprzętu sportowego. Pełnił i pełni również funkcje w innych przedsiębiorstwach związanych z odzieżą i rozrywką, jak Tajlor Sp. z o.o., Karpacz Ski Arena Sp. z o.o. i inne.

 

Opis 

To jest książka Ryśka. Jest szczera, zabawna, niepoprawna, irytująca. Osobna i inna. Tak jak jej autor. Nie znajdziemy w literaturze górskiej drugiej takiej pozycji. Nie gloryfikuje opisywanych wydarzeń. Nie tworzy mitów. Nie jest demaskatorska i nie wzbudza taniej sensacji, nie stara się na siłę odbrązowić legend polskiego himalaizmu. Jest prawdziwa. Ukazuje historie Kukuczki, Wielickiego, Hajzera, Kurtyki i innych w nowym świetle. A tym samym ostatecznie – last but not least – opisuje historię samego Autora. Warecki był w centrum wydarzeń. Opowiada wbrew politycznej poprawności, jest na bakier z oczekiwaniami i tym, co wypada, a co nie. Dostajemy literaturę intensywną, bogatą, gęstą. W trakcie jej lektury ma się wrażenie bezpośredniego przeżywania opisywanych wydarzeń, wręcz doświadcza się ich na własnej skórze. Ale czasem – jak w historii Andrzeja Smóla – przychodzi refleksja: czy naprawdę warto.

 

Paweł Wysoczański

 

Fragment I

– Uwaga! Lawina!

Widzę, jak Andrzej Smól odwraca się do mnie i z lekceważeniem macha czekanem. Nim się odwróci, śnieżna zamieć go pochłania. Wbijam z całej siły drzewce czekana aż po głowicę, przywieram do stoku. Uderzenie było potężne jak na pyłówkę. Wcześniej w kilku już byłem, ale ta była zdecydowanie najmocniejsza. Po jakimś czasie napór zaczyna słabnąć. Pomyślałem: Dobrze, już po wszystkim. Nie było po wszystkim. Nagle między moje ręce trzymające głowicę czekana wpada noga w  bucie z  rakami. Nawet nie poczułem bólu rozerwanej dłoni, a już wyrwany z czekanem zaczynam w kozłach spadać w dół. Przelatuję przez progi skalne. Potworny ból uderzeń. Gwałtowne szarpnięcia. Nie mam już czekana. 

 

Fragment II

W tym trudnym czasie wielką pomocą byli dla mnie członkowie Harcerskiego Klubu Taternickiego. Codziennie dostawałem kilka listów i pocztówek od nich. Wszystkie je trzymam, mimo wielu przeprowadzek. Tak, tak, to już prawie pół wieku. Trzymam jak największą świętość. Najpiękniejsze listy pisała Krystyna. Kilka lat później zgodziła się zostać moją żoną. Na te miłe mi słowa wsparcia odpowiadałem w szczególny sposób. W tamtych czasach dużo ludzi zaczynało list od przedwojennej formułki: „U nas wszyscy zdrowi, czego i Wam serdecznie życzymy”. Ja natomiast zaczynałem nową, stosowną do miejsca formułką: „U nas wszyscy chorzy, czego i Wam serdecznie życzymy”.

 

Fragment III

Tam też po raz pierwszy spotkałem się z Jurkiem Kukuczką. Było to już pod koniec jesieni. Przyszedł do klubu i opowiadał, jak wspinali się w Dolomitach na wyjeździe centralnym z Polskiego Związku Alpinizmu. To były dla mnie magiczne chwile. Już wcześniej wiedziałem, że świetnie się wspina, porobił nowe drogi w skałkach i Tatrach.

 

Fragment IV

Ale do rzeczy. Jurek jakoś chciał uhonorować obecność Wojtka Kurtyki na wyprawie i zlecił, że pod komendą rzeczonego spakujemy bagaż na Manaslu. Pamiętajmy, że w planie była w tym sezonie jeszcze Annapurna. Czyli maksymalnie miesiąc na Manaslu i przeskok na Annapurnę. Trwał bowiem jeszcze wyścig z Messnerem. Tak nawiasem mówiąc, gdyby Krzysiek Wielicki pojechał z nami, co mu proponowaliśmy, to być może Jurek byłby pierwszy w zdobyciu 14 ośmiotysięczników.

Fragment V

Wandzia Rutkiewicz. Piękna kobieta, twarda, ciepła, delikatna i męska zarazem. Przy tym taka… taka kobieca. Trudna do zdefiniowania. Cudowny tembr. Bajeczny głos, posłuchajcie jej gdzieś na nagraniach. Przy tym inteligentna, mądra. Dlaczego tak głupio zginęła? Wielka szkoda, bo to nietuzinkowa postać. Dostałem od niej spodnie. Jej spodnie. Moje stare zwykłe spodnie, przerobione przez mamę na górskie pumpki, rozpadły się. Chociaż nie do końca takie zwyczajne, bo amerykańskie, zakupione na ciuchach (targowica) w Krośnie. Widząc to, Wandzia sięgnęła do swej beczki, wyciągnęła i mówi: „Masz”. Masz i tyle. Idealnie pasowały. Miała oko. Właściwie coś innego miała takie samo jak ja. Jak chodzi o rozmiar. Bez żadnych dodatkowych tekstów. Kocham ją za to. Był to szwajcarski Mammut. Elastyczne, rozciągliwe, nieprzewiewne i ciepłe. Było to kilkanaście kilogramów temu (może nawet trochę więcej). Uwielbiałem w nich chodzić. Mam je do tej pory, oczywiście w powyprawowej beczce. Nie dam nikomu. Ani beczki, ani spodni!

 

Fragment VI

Podsumowanie: w górach wysokich nikt nie jest niezniszczalny, a wręcz odwrotnie. I z powodu lekceważenia tej zasady wzięły się niepotrzebne śmierci Wandy, Artura, Ramira czy Aleksandra i wielu, wielu innych, że o Tomku Kowalskim i Maćku Berbece nie wspomnę. I jeszcze raz podkreślę, jak ważna jest empatia przyjaciół, którzy cię nie zostawią i pomogą lub zmuszą do zejścia. Ale i nieprzecenianie swoich możliwości mogło ocalić wiele istnień wartościowych ludzi… Lepiej ocalić życie, niż zdobyć górę. Ci, którzy odeszli, będą zawsze w mojej pamięci i zawsze będzie mi towarzyszyć żal, że nie ma ich wśród nas.