Opowieści pod psem z górami w tle – Stanisław Cholewa
Seria: Literatura górska na świecie
ISBN druk: 978-83-7967-226-4
Epub: 978-83-7967-227-1
Mobi: 978-83-7967-228-8
Ilość stron: 144
Okładka: miękka ze skrzydełkami
Format: 161×236 mm
Rok wydania: 2022
Cena detaliczna: 29,90
Producent: Wydawnictwo Stapis Anna Pisarek, ul. Floriana 2a, 40-288 Katowice, biuro@stapis.com.pl, tel. 605 963 179
29.90zł z VAT
Opis
STANISŁAW CHOLEWA (urodził się w 1940 r. w Borysławiu). Taternik, alpinista, fotograf górski, kolekcjoner. Z zawodu inżynier elektryk – specjalista od rozruchu elektrowni. Od 1960 r. członek Klubu Wysokogórskiego w Gliwicach. W 1975 r. w Afryce uczestniczył w pierwszym trawersowaniu wszystkich lodowcowych masywów gór Ruwenzori. Na Kilimandżaro dokonał pierwszego polskiego wejścia na wierzchołek Kibo lodowcem Heima i na Mawenzi, oraz wejścia na Mount Kenya. W 1976 r. w Hindukuszu Wysokim wszedł na Kohe Tez, w 1979 r. w Himalajach na Lhotse (8. wejście). W 1981 r. wspinał się w Cordillerze Huayhuash, w 1988 r. zdobył Aconcaguę i Illimani. Długoletni instruktor wspinaczki w wojskach powietrznodesantowych. Uhonorowany brązowym medalem „Za Wybitne Osiągnięcia Sportowe”.
Autor zabiera nas w sentymentalną podróż do czasów, kiedy uczestniczył w wyprawach górskich od Mogielnicy po Lhotse. Inspiracją do opowiedzenia każdej z historii jest pies, czasem będący towarzyszem wędrówki, innym razem dzika bestia stanowiąca zagrożenie. Opisane wydarzenia dopełniają fotografie z rodzinnego archiwum autora.
Fragmenty
Fragment I
Ścieżka ubita setkami racic była wyraźna, a jej pożądany kierunek dawał nadzieję, że bez problemu
doprowadzi mnie do „cywilizacji”. Rozkoszna wizja zimnego „Efezu”, czekającego mnie za godzinę w Ahmed Birahanesi zniknęła nagłe, wymazana przez paraliżujące odczucie jakiegoś strasznego
zagrożenia. Po ułamku sekundy rejestruje je również świadomość – od czarnego namiotu, stojącego w cieniu rozłożystych pinii, bezgłośnie pędzi w moją stronę sfora dzikich nomadzkich psów.
Fragment II
Po kilku minutach zbieram się na odwagę i zbliżam do nich. Teraz ja z kolei zostaję równie entuzjastycznie powitany. Z trudem utrzymuję się na nogach, gdy olbrzymie zwierzę wspiera się o mnie przednimi łapami i próbuje mi złożyć na twarzy braterski pocałunek.
Fragment III
Powoli obrazy układają się w jakąś całość: idę płaskowyżem, od czarnego namiotu, stojącego w cieniu kilku pinii, biegnie w moją stronę sfora nomadzkich psów. Dzieli mnie od nich kilkadziesiąt metrów, a na zupełnej równinie nie mam żadnych szans na ucieczkę.