Credo ateisty – Lucjan Ferus

Seria: Bez bogów

ISBN druk: 978-83-7967-287-5

Epub: 978-83-7967-288-2

Mobi: 978-83-7967-289-9

Ilość stron: 228

Okładka: miękka ze skrzydełkami

Format:  161×236 mm

Rok wydania: 2023

Kategorie: ,

49.90 z VAT

Opis

LUCJAN FERUS to ewidentny przykład autora widmo. Nie wiadomo, kim jest, jak wygląda i gdzie mieszka. Skrupulatnie strzeże swojej prywatności, a nieliczne informacje o nim pochodzą wyłącznie z niektórych jego tekstów. Na przykład, że w dzieciństwie wychowywany był przez dziadków, w wojsku był kierowcą-mechanikiem czołgu (i o mało nie wziął udziału w „pokojowej misji” w Czechosłowacji). Obecnie jest emerytowanym kaligrafem i artystą rękodzielnikiem (snycerzem). Jeśli zaś chodzi o literacką pasję, rozwijał ją od początku lat 90. ubiegłego wieku. Jednak czytelnikom dał się poznać dopiero w 2002 roku za pośrednictwem portalu Racjonalista, gdzie do 2013 roku opublikował 130 tekstów. Od roku 2014 współpracuje z portalem Listy z Naszego Sadu, w którym przeczytać można ponad 450 jego artykułów. Z tego powodu wydawca książki miał duży problem z wyborem tekstów, tak by reprezentowały możliwie najszerszy przekrój jego twórczości.

Wydawcy pozostaje tylko uszanować jego (dość nietypową jak na dzisiejsze czasy) potrzebę prywatności, jak i zasadę, którą kieruje się w tym względzie: „Autor powinien być niewidzialny” (Jewgienij Zamiatin). Więcej niech powiedzą jego teksty.

 

Niniejszy tekst powstał na przełomie tysiącleci i był pierwszym moim artykułem, jaki pojawił się w Internecie. Został opublikowany w Racjonaliście w 2002 r. i właśnie do tej publikacji, i do tego tytułu

nawiązałem w niedawno napisanym cyklu pt. Credo ateisty, opublikowanym w Listach z Naszego Sadu. Oba te creda rozdziela 21-letni przedział czasowy, chciałem więc, aby ukazały się wspólnie jako

znamienny początek i (zapewne niebawem) zakończenie mojej pasji życiowej, jaką stały się religie. Myślę, że mimo upływu czasu, przedstawione tu problemy religijne nie zdezaktualizowały się.

Lucjan Ferus

 

Fragment I

Czy ja muszę być zbawiony albo czy jest to przymusowe? Czy mam prawo tego nie chcieć? I na jakiej podstawie Kościół katolicki zakładał, chrzcząc mnie jako niemowlę, iż będę chciał w przyszłości być zbawiony?”. Misją religii jest ponoć pomoc człowiekowi w zbawieniu jego duszy (tak jest to przedstawiane) i ja to pojmuję, choć jestem sceptykiem. Nie rozumiem tylko jednego: dlaczego Kościół katolicki, chrzcząc niemowlęta, czyni to wbrew nauce Jezusa, który powiedział: „Kto uwierzy i zostanie ochrzczony, będzie zbawiony, a kto nie uwierzy, będzie potępiony” (Mk 16, 16). Zatem wiara musi poprzedzać chrzest! Inaczej jest on tylko symboliczną, nic nie znaczącą czynnością, nie pozostającą nawet w świadomości człowieka. Natomiast tym, co czyni go prawdziwym chrześcijaninem, jest nabyta wiara w określone prawdy religijne. Czy powyższe słowa Jezusa nie można interpretować w ten sposób, iż każdy, kto został ochrzczony bez poprzedzającej go wiary,

będzie potępiony? Zatem katolicyzm byłby największym dostawcą potępionych dusz do piekła?!

Ciekawa wizja, nieprawdaż?